Mówiąc krótko - rok był raczej nijaki. Ukazało
się sporo dobrych i ciekawych płyt, ale tylko nieliczne wyróżniały się na tyle,
że mogę je umieścić na jakiejś liście. Zdecydowany faworyt: MARC ALMOND
Enchanted - tu zostałem przemile zaskoczony, gdyż nie spodziewałem się po
nim TAKIEJ płyty. Poza tym genialne Elizium Fields of the Nephilim (tu
jednak nie zostałem zaskoczony, gdyż takiej płyty właśnie oczekiwałem), i nad
wyraz piękny, choć w każdym calu wtórny Peter Hammill. LP Out of Water to przede
wszystkim dowód, że Mistrz jest nadal w dawnej formie. Najbardziej zdumiewające
zaskoczenie in plus: płyta Purple grupy Closterkeller. Zawsze wzdrygałem
się na dźwięk słów "polski rock", jakby to była choroba zakaźna, ale tym razem
wsłuchałem się do końca i... rzeczywiście się zaraziłem. I want
more!
Największe rozczarowanie: Sinead O 'Connor (usypiająca i nudna, jak
grysik z bitą śmietaną) i Sisters Of Mercy (zdaje się, że ktoś sam się tu
zbłaźnił w swojej kpinie z rock and rolla). Jeszcze większe rozczarowanie: The
Stranglers. Cytat roku: Lubię rzygać (Wayne Hussey w Czechosłowacji).
Wydarzenie roku: próba odbudowania i zburzenia muru berlińskiego przez Rogera
Watersa i wszelkiej maści zaproszonych gości. Efektowny (dziarski) wyczyn, ale
raczej niepotrzebny. Przebój roku: Butterfly On A Wheel The Mission
(ładny, melodyjny, wpadający w ucho i pozwalający uwierzyć w poetyckie
skłonności lidera grupy i autora cytatu roku).
Największa nadzieja na
przyszłość: odkrycie nowych zespołów spod znaku "progressive rock" (Full Moon,
Quasar, Deyss, Aragon, Chandelier). Do nich przyszłość należy. I oby okładka
drugiej płyty Closterkellera dorównywała muzyce - to moje pobożne
życzenie.
TOMASZ BEKSIŃSKI
Magazyn Muzyczny 2/1991
Powrót